Dostał nerkę od zmarłego. Przez tydzień prześladował go sen. „Do dziś mam ciarki”
Pierwszy (i jedyny) objaw. „Szczęście w nieszczęściu”
Kiedy ma się 14 lat, trudno zbytnio przejmować się zdrowiem. Między szkołą, znajomymi i pasjami nie ma na to czasu, a do tego młode ciało wydaje się niezniszczalne. Tomek nie odczuwał żadnych sygnałów ostrzegawczych ze strony swoich nerek – dotarł do nich właściwie dopiero wtedy, gdy pojawił się pierwszy alarmujący objaw. — Szczęście w nieszczęściu, że to właśnie tata zauważył niepokojący symptom — wspomina dorosły dziś Tomek.
Nie był to zwykły ból głowy, który czasami męczy każdego z nas i po kilku chwilach mija. W jego przypadku był to nawracający, nasilający się ból, tak silny, że uniemożliwiał ruch – jakby przejechał go ogromny głaz. Okazało się, że przyczyną była bardzo wysoka wartość ciśnienia krwi sięgająca 240/180 mm Hg — dosłownie rozsadzało mu czaszkę.
Nie mówił o żadnych innych dolegliwościach, a przyczyna tak wysoko podniesionego ciśnienia u nastolatka pozostawała zagadką. Bogusław, jego ojciec, nie zaobserwował, by syn narzekał na cokolwiek. — Tomek jest spokojnym chłopakiem, a my jesteśmy bardzo blisko, gdyby coś się działo, na pewno bym wiedział — mówi ojciec.
Niepokój lekarzy wzbudziła analiza składu moczu. W próbce znaleziono krew oraz dużą ilość białka. Padło pytanie, czy może Tomek miał niedawno jakąś urazową sytuację. — Syn jest bardzo opanowany, a ja nie zauważyłem żadnych siniaków ani śladów bójek — kwituje tata.
„To jeden z największych podstępów w tej chorobie”
Po wykonaniu biopsji nerki ustalono jednoznacznie diagnozę: kłębuszkowe zapalenie nerek (KZN). Choroba ta objawia się stanem zapalnym w drobnych naczyniach krwionośnych, zwanych kłębuszkami, i prowadzi do zaburzeń filtracji oraz wydalania moczu, a nieleczona do nieodwracalnej niewydolności narządu.
Pojawiły się pytania, jak to możliwe, że choroba rozwinęła się u tak młodego chłopaka. Czy miała charakter wrodzony, skoro w rodzinie nikt nie cierpiał na problemy z nerkami? A może wywołała ją jakaś przebyta infekcja, np. angina? Lekarze nie byli w stanie precyzyjnie odpowiedzieć, lecz uspokajali, że dostępne jest leczenie, które pomaga utrzymać kontrolę nad chorobą.
Tomek przyznaje, że przez pewien czas lekceważył swoje dolegliwości. — Czułem się dobrze, dlatego podchodziłem do leczenia bardzo pobieżnie. Teraz wiem, że to właśnie brak objawów jest jednym z największych podstępów tej choroby. Na szczęście tata pilnował badań kontrolnych — tylko dzięki temu dostrzegliśmy, że z nerkami jest poważny problem.
Ojciec nie chciał mówić zbyt wiele synowi, zwłaszcza nie zapowiadał negatywnych wieści. Usłyszał jednak od lekarza, że choroba będzie postępować mimo leczenia, a w pewnym momencie niezbędne będą dializy, a później przeszczep nerki.
Tomek: to była walka o przetrwanie
Po ośmiu latach nerki odmówiły posłuszeństwa. Pojawiła się infekcja, która zmusiła Tomka do hospitalizacji. Usłyszał druzgoczącą diagnozę: jego nerki przestały funkcjonować prawidłowo i trzeba rozpocząć dializy.
Dla młodego 22-latka, studenta prawa i ojca rocznej córki, oznaczało to drastyczną zmianę życia – trzy razy w tygodniu spędzać godziny na dializach w szpitalu.
Te cztery godziny dializy były dla niego prawdziwą walką o przetrwanie. Powodowały gwałtowny wzrost ciśnienia, co z kolei wywoływało dokuczliwą migrenę – Tomka często dosłownie rozsadzała głowa, a po zabiegu pozostawało ogromne zmęczenie i osłabienie.
Dializy zniszczyły dotychczas ułożone życie. Moment ten oznaczał dla Tomka odłożenie studiów na bok, trudności w znalezieniu stałej pracy, bo wizyty w szpitalu były zbyt częste i nieprzewidywalne. Na dodatek trafił na listę oczekujących na przeszczep z jasnym komunikatem od lekarza: „Dializy wykończą pana, musi pan dostać nową nerkę. Proszę czekać na telefon”.
I w końcu ten wyczekiwany telefon zadzwonił.
Dostał nerkę od zmarłego dawcy
— Wiedziałem, że otrzymuję nerkę od mężczyzny, który zmarł w wieku 58 lat. Nic więcej — opowiada Tomek. — Po operacji, przez tydzień prawie codziennie miałem ten sam sen: rozbicie samochodu i wylot przez przednią szybę. Może to autosugestia, bo takie wypadki to przecież częsta przyczyna śmierci dawców narządów, ale to wspomnienie jest dla mnie niesamowicie przejmujące. Mimo że jestem osobą mocno przyziemną, do dziś przechodzą mnie ciarki, kiedy o tym myślę.
Bogusław: żona milczała, ale myśli miała pełne troski
Przy pierwszym przeszczepie nikt nie dawał wielkich nadziei na długie utrzymanie narządu. Lekarze ostrzegali, że organizm w końcu odrzuci nową nerkę — może się to stać po miesiącu, roku lub dwóch latach. Za ten ostatni czas należałoby się uznać za szczęściarza. Jednak u Tomka organ zadziałał bezproblemowo przez osiem lat.
W tym czasie Bogusław, ojciec Tomka, podjął decyzję o oddaniu synowi swojej nerki. — Każdy rodzic zrobiłby to dla dziecka — mówi, choć jego syn wskazuje, że to wcale nie jest takie oczywiste.
W chwili gdy przeprowadzono badania i przygotowywano się do kolejnego przeszczepu, Tomek postanowił nie obciążać taty. Bogusław zaakceptował decyzję, wspierał syna, ale jednocześnie ułożył sobie życie na nowo – ożenił się po raz drugi i znów został ojcem.
Lekarz jednak wyznaczył ten moment jako najlepszy do przeszczepu rodzinnego – lepiej nie czekać na ostatnią chwilę, aby uniknąć drugiej serii dializ i poważnych komplikacji.
— Nie miałem wątpliwości, jeśli chodzi o oddanie nerki. To mój syn i zrobiłbym dla niego wszystko — zapewnia Bogusław. — Żona może nie wypowiadała się wiele, ale z pewnością wiele przeżywała wewnętrznie. Mieliśmy wtedy dwuletnie dziecko, a ja decydowałem się na ryzykowną operację – to niełatwe emocje.
Natomiast Tomek dodaje:
„Z tatą nie było żadnych negocjacji. Podjął decyzję i szedł do przodu. Gdy weszliśmy do szpitala, poklepał mnie po ramieniu i powiedział: 'Będzie dobrze, synek