Było sobie takie średnio dobrane małżeństwo: żona – dewotka, a mąż – pijak.
Pewnego razu żona zdenerwowana na męża mówi: – Słuchaj, nawróciłbyś się, poszedł do kościoła. – Nie stara, mowy nie ma, umówiłem się z kolesiami. – A za sto złotych? – pyta małżonka. – A, za 100 to spoko.
Przyszła niedziela, mąż poszedł do kościoła, a żona sobie myśli: „Pójdę, zobaczę co on tam robi”. Przyszła do kościoła, patrzy a mąż chodzi po całym kościele, wchodzi do zakrystii, podchodzi do ołtarza itp.
Zdziwiona podchodzi i pyta, co on najlepszego wyprawia. A mąż na to: – Zrzuta była i nie wiem gdzie piją.