Zaginięcie dzieci nad samą rzeką. Poszukiwania zakończono nad ranem. Ratowników aż ZAMUROWAŁO
Do służb w Żmigrodzie, na Dolnym Śląsku, wpłynęło dramatyczne zgłoszenie o zaginięciu trójki dzieci nad rzeką Sąsiecznicą. Na miejsce natychmiast wysłano grupę wodno-nurkową Państwowej Straży Pożarnej z Wrocławia oraz ratowników Wodnej Służby Ratowniczej. Rzeka została skrupulatnie zbadana przy pomocy holowanego sonaru, a teren równolegle przeczesywano z lądu.
W akcję poszukiwawczą zaangażowano również nurka, który systematycznie sprawdzał wskazane miejsca, centymetr po centymetrze. W takich sytuacjach liczy się każda minuta, co przełożyło się na błyskawiczne decyzje oraz duże zaangażowanie służb na miejscu zdarzenia. Po kilku godzinach napięcia pojawiła się pierwsza ulga – okazało się, że w wodzie nie znaleziono żadnych osób, a w okolicy nie odnotowano zgłoszeń o zaginionych dzieciach.
Działania zakończyły się bez potwierdzenia obecności osób w wodzie, a policja nie otrzymała żadnych zgłoszeń o brakujących dzieciach w tej okolicy – przekazała Wodna Służba Ratownicza.
Nieoczekiwany przebieg sytuacji
Najistotniejsze ustalenia zapadły po zakończeniu akcji i wyłączeniu syren alarmowych. Portal tuwroclaw.com poinformował, że nie wpłynęło żadne oficjalne zawiadomienie o zaginięciu dzieci, a nikt w rzeczywistości nie zgłosił ich nieobecności w domu. Policja szybko ustaliła, że autor zgłoszenia był pijany – badanie wykazało około 2,5 promila alkoholu we krwi, a mężczyzna nie był spokrewniony ani w żaden sposób powiązany z dziećmi.
Służby podkreślają, że każdorazowe zgłoszenie traktują bardzo poważnie dopóki nie zostaną potwierdzone fakty, stąd też natychmiastowa mobilizacja z użyciem sonaru, nurka i patroli lądowych. Choć w tym wypadku poszukiwania zakończyły się szczęśliwie, ich koszt i zaangażowanie były ogromne.
Koszty fałszywego alarmu i ważne przesłanie
Wbrew powszechnemu przekonaniu, “nic się nie stało” nie oddaje rzeczywistości. Koszty takich bezpodstawnych zgłoszeń są znaczące i mogą być wręcz kolosalne – to paliwo, czas pracy specjalistycznych zespołów ratowniczych, a także blokowanie numerów alarmowych, które mogą wtedy nie być dostępne dla osób faktycznie potrzebujących pomocy.
Eksperci z zakresu ratownictwa podkreślają, że numer 112 nie jest miejscem na domysły ani żarty, szczególnie pod wpływem alkoholu. Jeśli zostanie udowodnione bezpodstawne wywołanie alarmu, może grozić odpowiedzialność finansowa i karna. Takie sytuacje również odwracają uwagę służb od prawdziwych zagrożeń. W sprawie prowadzone są czynności wyjaśniające przez policję.